Dziękujemy za gratulacje.
Większe należą się Ani, której od razu odnowiła się kontuzja ręki i właściwie mieliśmy wracać po 3 dniach. Przez pierwszy tydzień praktycznie mnie asekurowała wspinając się tylko po łatwych drogach. Jej droga padła od razu po mojej, przy moich bardzo głośnych dopingujących wrzaskach pokazała instynkt wojownika. Mimo całkowitego spompowania, nie było mowy o jakimś braniu bloków, tylko desperacko zawalczyła. Droga rewelacyjna, wybitnie ciągowa, o dość siłowym charakterze - dalekie ruchy po średnich chwytach i przy małych śliskich stopniach, dobra na oesa.
Co do mnie to okazało się że ruch z którego spadałem nie był ostatni, a 3 od końca trudności. Jeszcze z niego można latać, o czym słyszałem od spotkanych ludzi i co prawie mi się udało. Ale jakimś cudem i w stylu 'desperado' złapałem z głośnym niecenzuralnym okrzykiem prawdziwą klamę po pachy. I byłem tak spompowany że prawie z niej wypadłem.
Jak napisałem walka była na więcej niż 100%. Droga rewelacyjna, (chyba) w 100% naturalna, wymagająca bardzo uważnej pracy nóg żeby w ogóle utrzymac chwyty. Niesamowity ciąg trudości, im wyżej tym łatwiej spaść, już prawie 'witając się z gąską'.
Do obu prowadzeń potrzeba było spokoju i braku całujących się po czołach Włochów w pobliżu. Wprawdzie Ondra zrobił oesem ale niech się goni, jakimś 20 innym widzianym na drodze już tak dobrze nie szło ;)
Oesem tym razem wspinałem się mniej niż zwykle. Najlepszym osiągnięciem było krótkie ale dziwne 7b Brid Klina, zrobione 2go dnia w Kotecniku. Ciekawostką jest fakt że na 22 przejścia tej drogi zanotowane na 8a, nikt poza mną nie urobił jej w tym stylu. Chyba mało oesowa